sobota, 6 września 2008

Witaj przygodo!!!!


Jestesmy. Godzina 6 rano przylot na pograzone w totalnym chaosie jak na standardy, ktore znamy z Europy, lotnisku. No i pierwszy problem. Pan celnik stwierdza ze ja to nie ja. W sumie biorac pod uwage zdjecie w paszporcie z wlosami do pasa i dzisiejsze krotkie, przetrzebione, z jednej strony w ogole wygolone do skory to moze nawet przyznam mu racje :) No, ale udalo sie. Po ogarnieciu plecaka, zamianie kilku dolarow na rupie( w sumie jak to na lotnisku srednio korzystnie) czas udac się po taksowke. Na Mumbajskim Chatrapati Shivaji International Airport jest jest mala budka, tuz przed wyjsciem, w ktorej mozna wykupic taka takse i nikt nie probuje Cie oszukac(!) Tak wiec po zaplaceniu 300 rupi otrzymaysmy wyswiechtany kawaek papieru z numerem zolto-czarnego pojazdu i udalysmy sie do wyjscia. Minal juz prawie rok, ale ta sciana goracego, wilgotnego powietrza ktore dopadlo mnie po przejsciu przez ruchome (sic!) drzwi pamietam zadziwiajaco dobrze. Specyficzne, niespotykane nigdzie indziej. Z domieszka smrodu rozkladajacych sie resztek jedzenia i slodkiego zapachu zoltych kwiatkow skladanych w ofierze, ktore do tej pory nie wiem jak sie nazywaja...

Jedziemy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz