niedziela, 19 września 2010

Tuktukiem do nieba

Cala lodz, cale pietnascie osob to byli turysci. Po ponad godzinie dotarlismy do Nong Khiew i chcielismy przejechac do dworca ktory jak zwykle polozony byl poza miejscowoscia. Zapakowalismy się wszyscy(sic) do minivana i kierowca chcial zbierac kase mowiac hello kip! Chcial po 5 tysia od osoby. Okazuje się że w grupie sila. Anglik w kapeluszu safari powiedzial że ostatnio placil 3 i że wszyscy zaplacimy po 3 i to dopiero jak dojedziemy. No i okazalo się że rzeczywiscie chcial nas zrobic na kase. Wiem że w przeliczeniu to sa grosze ale chodzi o fakt. Na dworcu okazalo się że autobus do Luang Prabang jest zwyklym tuktukiem i że minivan kosztuje 2 razy tyle. Praktycznie wszyscy wybralismy tuktuka. Tylko jeden chlopak chcial jechac minivanem ale pan w okienku na pytanie kiedy odjedzie stwierdzil że no full-no leave. Zostal na dworcu stwierdzajac że chyba bedzie lapal stopa.
Takim sposaobem jedziemy już dwie godziny upchani do granic mozliwosci wraz z workami pomaranczy. Trzesie niemilosiernie, gorace powietrze uderza z kazdej strony bo droga jest dosc dobra jak na Laos i kierowca pruje ponad stówe ale przynajmniej miałam trochę czasu żeby nadrobić zaleglości w pisaniu. Lagon!
Wyslano z BlackBerry®

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz